Rozmowa w Salonie Sprzedaży Aut

Kryzys wieku przeradza się w potrzebę zmian, najlepiej kupić motor albo samochod. Ze względów podatkowych samochod (nie do konca to prawda , gdyz i tak zamrazamy aktywa lub pasywa  w aucie) – tak czy inaczej można jeździć autem lepszym niż pozwalają na to dochody. Obecne auta kupowaliśmy pod presją – skończył się służbowy i wcześniej padła elektryka w renomowanym golfie – był już pełnoletni to i nie mam pretensji do VW. Nawet nie padła tylko czasami przestawała działać i to nie bawiło mojej Małżonki. Ja zresztą też uważam, że istotniejsze jest osiągnięcia celu od rozważań o konieczności zaciskania pasa i życia z niewiadomą – dojadę czy nie dojadę. Taka niewiadoma to były piękne czasy – mój Ojciec miał syrenkę. Podróż była wyjątkowa i niezapomniana a radość u celu niepomierna. Przyjaciel pomagał też dotrzeć z drogi, gdy jechałem maluchem, żeby nie było, że tylko syrena się psuła. Nie psuł się tylko wóz ciągnięty przez Berdę mojego Dziadka.
Więc pod presją i trochę w pośpiechu nabyliśmy dwa nowe auta jednego producenta. W tym roku zacząłem myśleć o zmienie – hybryda, większe, bardziej ekonomiczne. Trzeba by wziąć tydzień urlopu , że przetestować chociaż kilka potencjalnych opcji. Wpadłem do salonu, w którym kupiłem posiadane obecnie. Pan Waldemar nadzwyczaj profesjonalny, dobrze radził sobie z trudnym rozmówcą – często się zacinam i nie wiem co powiedzieć. Jednocześnie nie umiem rozwijać akapitów zadając skrótowe pytania. „Czy są jakieś upusty?” Na pewno taktycy od negocjacji ujęliby by to w sposób nader uroczy, aby wejść w bliższą relację i uzyskaliby rabat.
Przejażdżka udowodniła mocne atuty marki i modelu. Pan pokierował trasą i rozmową, a ja czułem się fajnie – dobry wybór, utrzymanie wartości, chętni na auta od I-ego właściciela. Aby rozwiązać kwadraturę koła posiadania przy braku środków finansowych zostawił mnie w firmie odkupującej auta tuż obok. Pośpiech przed zamknięciem nie zmusił Pana Pawła do wyjścia z ram konwenansów. Poległem na pierwszym pytaniu, czy to prawda, że nie można spalić mniej niż 12 l w mieście. Znam to swoje zaciśnięte gardło, wbite palce w fotel, udawany spokój i pozorny luz. Wybrnąłem zgodnie z prawdą, że jeżdżąc zgodnie z ograniczeniami to raczej 8,5 l. Pan Paweł był w swoim żywiole: chwilowe zachłyśniecie rynku w czasie Pańskiego zakupu, obecnie to już nikt tego nie kupuje, drogi w utrzymaniu, bez LPG. Zaproponowana cena była na poziomie powypadkowych z popularnego serwisu internetowego. Mój Młodszy Syn skwitował przytomnie – „ Za te pieniądze to ja bym kupił”.
Pomimo racjonalnych argumentów za pozostaniem przy marce, trudno będzie mi przeskoczyć poczucie, że nie zrobiłem świetnego interesu, jak mój Przyjaciel, któremu odkupiono auto za niewiele mniej . Ale to samochód z innego kontynentu i zupełnie inna bajka.
Zatem szukamy innego producenta.

Zacznijmy od biegania

Dzisiaj rano jak tylko dowlokłem się do łazienki pojawił się dylemat. Nie pozwoliłem wczoraj starszemu synowi pojechać na mecz młodszego razem ze mną. Naczytałem się o ojcostwie i źle mi się zrobiło, że tego czasu nie spędzę z nim. Chodzę po domu, niby coś robię. Pojechałem po zakupy, podstawowe – akurat w naszym przypadku to chleb , chałka, twaróg, jabłka, pomidory. Pan Piotr nie tak jak zawsze w doskonałym nastroju. Właściciel zaplanował remont budynku i zanosi się na 4 mies przerwę w sprzedaży. Wydaje się, że jest to podstawowe źródło utrzymania, więc sporo do zagospodarowania. W trakcie rozmowy zaczęliśmy od zapewnień, że jakoś się ułoży i może będzie dodatkowe zajęcie na nadchodzące tygodnie. W wakacje miesiąc należy odpocząć, a zatem i tak pojawiłby się urlop. Najwięcej uśmiechu i radości wniosły mistrzostwa świata: „ A jeszcze mundial przed nami” ; – „O właśnie, przynajmniej sobie spokojnie pooglądam” Uśmiech pojawił się na twarzy, jak było zawsze przed mrocznymi planami o przerwie w pracy, dochodach i niewiadomej przyszłości. Poluzowało. Wracam do domu i dręczenie o braku czasu dla dzieci przeradza się w pytanie. „Pobiegasz ze mną ?” – „Chętnie”.
No to wpadłem. Jestem niewydolny fizycznie na własne życzenie. Dlatego maratończycy wkurzają mnie niemiłosiernie. Starszy jest dobrze zbudowany, trenuje i widzi się w kadrze co najmniej narodowej, a przynajmniej w najlepszej lidze w swojej dyscyplinie za 5 lat. Jak mantrę powtarzam, że trzeba się uczyć. Ale już nawet mnie to nudzi. Zapalił się do pomysłu treningu z ojcem, to trzeba to dzielnie znieść.
Biegniemy, deszcz pada, przerwa. Czworogłowy, dwugłowy, stópki, etc . niby rozciągnąć. Ból przenikający na co dzień zmienia się w dreszcze pomieszane z pręgowatymi pasmami ścięgien i pewnie naczyń albo nerwów. Trochę poluzowało i biegniemy dalej. Zmiana tempa , zachęta żeby jeszcze kawałek. Idziemy , biegniemy. Jest trener i uczeń. Starszy w swoim żywiole. Ile spalamy, kiedy tłuszcz, i dlaczego tętno 160 jest tym, co raduje nasze serca.
Może się jeszcze raz uda albo dwa albo zrobimy to systematycznie.
Jestem Ojcem, o którego dba Syn.